środa, 23 października 2013

Historia Collage'u rozdział XVII



Rozdział XVII


Następnego dnia Elizabeth wstała w nie najlepszym samopoczuciu. Obudziły ją poranne mdłości. Postanowiła nie iść tego dnia na zajęcia co zaniepokoiło Collinsa. Po swoich lekcjach przyszedł do Elizabeth
- Jak się czujesz? Co z Tobą? – zapytał zaniepokojony
- sama nie wiem… Mam nadzieję, że to jakieś zatrucie pokarmowe.
- Może pójdę z Tobą do lekarza? – zasugerował
- Nie ma takiej potrzeby – odpowiedziała bardzo szybko
- Przecież lekarz nie gryzie – uśmiechnął się do Elizabeth i położył rękę na jej chłodnej dłoni.
- Tak, wiem. Na pewno mi do jutra przejdzie
Elizabeth nagle zrobiło się bardzo niedobrze i pobiegła do toalety. Po 5 minutach znów pojawiła się siadając na swoim łóżku i przykrywając się kocem.
- Może byś coś zjadła? – Od rana wymiotujesz pewno Twój organizm potrzebuje witamin
- Nie, nie chcę nic jeść, idź sobie!
- Dlaczego taka jesteś?
- Jaka?
- Rozdrażniona – odpowiedział w dość ponurym nastroju
- Po prostu mam gorszy dzień, zajmij się swoimi obowiązkami. Zobaczymy się jutro
- No dobrze. Wypoczywaj
Collins wstał z łóżka Elizabeth i opuścił pokój dziewczyn.
Moore zaczęła się zastanawiać: często korzystam z toalety, poranne mdłości, złe samopoczucie…. Dziewczyna ubrała się i natychmiast wyszła z collage’u
- Dzień Dobry w czym mogę służyć? – zapytała aptekarka
- Dzień dobry, poproszę test ciążowy – odpowiedziała Elizabeth
- W tak młodym wieku ciąża?
- Mam nadzieję, że nie – odparła Moore
- Pani nie wie, że trzeba się zabezpieczać? – dogadywała farmaceutka
- Może mi pani w końcu sprzedać ten cholerny test? Nie pani interes ile mam lat
- No dobrze, proszę się tak nie unosić. To szkodzi dziecku
Elizabeth chciała coś jeszcze powiedzieć tej aptekarce jednak powstrzymała się, ponieważ kobieta wyszła na zaplecze po test.
- Proszę bardzo. 5$ się należy
- Proszę – położyła pieniądze na blacie- Do widzenia
Zestresowana Elizabeth jak najszybciej udała się do collage’u. Z samego rana dziewczyna zrobiła test. Bała się jego wyniku. Dziecko z Collinsem zmieniłoby wszystko. Czekała w niepewności niespełna 15 minut. Test okazał się pozytywny. Moore usiadła na ziemi przy umywalce i zaczęła płakać. Do pokoju przyszła Alice. Usłyszawszy płacz przyjaciółki weszła do łazienki. Zobaczyła na podłodze opakowanie z testu ciążowego i ulotkę. Alice usiadła na kafelkach tuż obok Elizabeth
- rozumiem, że jest pozytywny – odparła Alice
- tak – uniosła się szlochem  Elizabeth
- No już, nie płacz – przytuliła do siebie załamaną przyjaciółkę
- I co ja mam teraz zrobić? – zapytała Eli
- Ale z czym?
- Z dzieckiem, z ciążą, ze wszystkim
- Powiedzieć Collinsowi – odparła
- Już widzę jego reakcję. Nie planowaliśmy tego. Co my teraz zrobimy? Przecież rodzina się mnie wyrzeknie! – płakała coraz mocniej Elizabeth
- Na pewno nie będzie tak źle. Masz 18 lat, jesteś dorosła. Martin Cię kocha. Wszystko się ułoży – uśmiechnęła się do niej Alice
- Ale jak ja mu to powiem? To takie trudne
- Wiesz Martin… Był seks, nie było zabezpieczeń, jest dziecko. Proste
 - W Twoich ustach rzeczywiście jest to proste. Boję się jego reakcji.
- Spokojnie. Kocha Cię dlatego zrozumie. Będziecie świetnymi rodzicami
- Oby… - odparła Elizabeth


Kilka dni później

Elizabeth właśnie szykuje się na ostatnie spotkanie z Collinsem. Ma zamiar powiedzieć mu o dziecku. Za 5 godzin musi jechać na lotnisko, by wrócić do domu. Dziewczyna ubrała turkusową sukienkę przepasaną czarną kokardą. Rozpuściła włosy. Jej makijaż był dość delikatny ale uczennica wyglądała w nim całkiem ponętnie.

W tej samej chwili

Martin szykuje się na spotkanie z Elizabeth. Po raz pierwszy facet nie wie co na siebie włożyć. Postanawia ubrać czarną koszulę z turkusowym krawatem a do tego jasne spodnie. Ma dla niej niespodziankę o czym Moore nie ma zielonego pojęcia. Po 15 minutach, gdy jest już gotowy wychodzi ze swojego pokoju i puka do pokoju Elizabeth. Otwiera Catherine.
- Czy Elizabeth jest już gotowa? – zapytał dziewczynę
- Zaraz sprawdzę - odrzekła
Dziewczyna zniknęła za drzwiami. Po chwili otwarły się znowu. Tym razem Collins dostrzegł Elizabeth. Chyba jeszcze tak pięknej jej nie widział.
- Cześć, ślicznie wyglądasz – rzucił pierwszy
- cześć - odparła z uśmiechem na twarzy
- Czy zechcesz wybrać się ze mną do teatru? – zapytał z lekkim zdenerwowaniem w głosie
- Oczywiście profesorze Collins
Nauczyciel stanął do niej bokiem, aby dziewczyna mogła wziąć go pod ramię.
W drodze do teatru rozmawiali o dalszej nauce Elizabeth. Pogoda tego wieczoru była dość ponura. Niebo zakrywały chmury, a księżyc był ledwo widoczny. Ulica, przez którą przechodzili wydawała się nieco mroczna ponieważ była słabo oświetlona. Oprócz miałczącego kota gdzieś na parapecie nie było żywej duszy. W pewnym momencie słyszeli tylko swoje oddechy. Zdawało się, że ktoś za nimi szedł.
- Nie odwracaj się – poprosił cichym głosem Collins
- Czego on od nas chce? – zapytała zdenerwowana Elizabeth.
Ręce jej lekko się trzęsły ale starała się upozorować swój lęk i strach jaki czuła w tej chwili. Oboje z Martinem przyspieszyli kroku. Gdy minęli prostopadłą ulicę do Wall Street z za rogu wyskoczył mężczyzna w kominiarce i rzucił się na Elizabeth zatykając jej usta i trzymając przy gardle nóż. Collins, gdy tylko się zorientował co się dzieje kazał natychmiast puścić dziewczynę.
- Ta panienka pójdzie ze mną – powiedział złoczyńca
- Niby dlaczego? Co Ci przeszkadza, że sobie spacerujemy?
- Już wiem jak sobie spacerujecie. Myślisz, że nie wiem, że jesteś gliną?
- O czym Ty człowieku mówisz? Jestem nauczycielem geografii! – Collins wyciągnął prawą rękę w kierunku mężczyzny i delikatnie do niego podchodził
- puść ją, proszę! Ona nie jest niczemu winna. Zresztą ja też nie. Idziemy do teatru – próbował przekonać złoczyńcę.
- ja wiem, że Steve Cię tu wysłał! Nie może znieść tego, że to jego zatrzymali, a nie mnie.
- O czym Ty mówisz? – dopytywał Collins
- Nie udawaj, odsuń się bo skrzywdzę tą Twoją wypindżoną laleczkę!
- Ej ej! Tylko się tak do niej nie zwracaj! Ta kobieta to najpiękniejsza osoba jaką w życiu spotkałem. Zostaw ją!
- Skoro jest taka piękna to i pewno w łóżku też jest dobra?
Collins już dłużej tego nie wytrzymał. Już prawie miał się rzucić na bandytę z pięściami, ale za nim stało kolejnych 3 mężczyzn w kominiarkach i szybko go złapali.
- W takim razie oboje pójdziecie ze mną dopóki się nie dowiem, gdzie Steve ukrył pieniądze. Co jak co ale 50% jest moje!
Złoczyńcy zabrali parę do samochodu zasłaniając im oczy jakimś szalikiem. Po 40 minutach jazdy samochodem wysiedli w lesie, w którym znajdował się dom. Poprowadzili ich schodami w dół prosto do piwnicy. Przywiązali ich i zakleili usta tylko Elizabeth.
- Teraz gadaj gdzie Steve ukrył forsę – odparł jeden z mężczyzn do Martina
- Nie wiem – odrzekł szybko nauczyciel
Zbrodniarz przybliżył się do krzesła Collinsa i po cichu powiedział:
- Widzisz swoją ukochaną gówniarę? – pokazywał w tym momencie na dziewczynę, która siedziała na innym krześle niż Collins -  Za każdym razem, gdy odpowiedź będzie błędna Twoja nic nie warta gówniara będzie cierpiała, bo widzisz…. To krzesło jest pod napięciem. Z każdą odpowiedzią będzie o coraz silniejszej mocy, więc zastanów się dwa razy za nim coś powiesz.
Przestępca uśmiechnął się na samą myśl o bólu, który zaraz zada dziewczynie.
- Gdzie są moje pieniądze? – zapytał po raz drugi mężczyzna
- Ja naprawdę nie wiem to jakaś pomyłka! Jestem nauczycielem, my tylko idziemy do teatru.
- Zła odpowiedź! – Złoczyńca po raz pierwszy nacisnął guzik, który sprawił ból Elizabeth. Collins miał łzy w oczach. Nie mógł patrzeć jak jego ukochana cierpi. Nic nie mógł zrobić. Był bezradny.
- Pytam po raz kolejny: Gdzie jest forsa, którą ukrył Steve? – tym razem mężczyzna nastawił na silniejsze wstrząsy krzesło Moore. Collins nie wiedział co powiedzieć…. Jego serce waliło coraz mocniej, oddech był coraz szybszy
- Ja nie znam żadnego Steve’a, może najlepiej sam go o to zapytaj?
Mężczyzna znów wcisnął guzik, tym razem wstrząs był na tyle mocny, że Elizabeth zemdlała. Być może kolejny, by ją zabił. Martin miał wrażenie, że serce, które ostatnio biło z miłości tym razem ktoś porwał na strzępy. Serce targało się, a to tak strasznie bolało kiedy patrzył jak dziewczyna upada na siłach i nie jest w stanie patrzeć na oczy.  Z pozycji siedzącej w jakiej znajdywała się na początku już prawie leżała. Trzymały ją tylko sznurki, którymi była przywiązana do krzesła.
- Tak, więc gdzie są moje pieniądze? – odparł znowu mężczyzna. Collins nie odpowiedział od razu. Musiał się poważnie zastanowić nad odpowiedzią. Nie mógł pozwolić by Elizabeth umarła tutaj, gdzieś w piwnicy na odludziu, z dala od rodziny, przyjaciół, z dala od niego. Co prawda siedział dwa metry przed nią, ale nie mógł się do niej zbliżyć i chociażby potrzymać za rękę.
- Pieniądze są zakopane w ogródku American West collage. To nasze ulubione miejsce.
Collins zdawał sobie sprawę, że wiele ryzykuje dawając  fałszywą odpowiedź ale w tym momencie wolał grać na czas dopóki nie wymyśli jak się stąd wydostać. Złoczyńca, na którego kumple wołali „Marynarz” odwiązał ręce i nogi Collins’a, aby zabrać go w miejsce zakopanych pieniędzy. Trzech pozostałych gangsterów poszło przygotować samochód. Martin spojrzał na Elizabeth i zaryzykował.
Jeżeli nie teraz to kiedy? Czas na akcję - pomyślał.
           Nauczyciel wymierzył prawym sierpowym w twarz Marynarza. Zbrodniarzowi zaczęła lecieć krew. Od razu to poczuł i przytknął rękę do nosa, aby spojrzeć, czy aby na pewno. Collins nie czekał na nic tylko poprawił pierwsze uderzenie. Tym razem ofiara się przewróciła. Martin nie przestawał. Bił go raz po raz, a tamten próbował się bronić. Twarz złoczyńcy była już cała we krwi. Po chwili zrozumiał, że nie może być taki jak Marynarz. Przestał go bić, chociaż czuł agresję w sercu. Collins szybko rozejrzał się po piwnicy i biorąc pierwszy lepszy sznurek pod ręką związał bandytę. Profesor natychmiast podszedł do ukochanej i odwiązał ją. Dziewczyna była nieprzytomna. Martin trzymał ją na ziemi w swych ramionach ze łzami w oczach. Pomimo trudnej sytuacji nauczyciel zadzwonił na policję.
- Z tej strony Miejska Komenda Policji w Arizonie w czym mogę pomóc?
- Tutaj Martin Collins. Jestem uwięziony razem z Elizabeth Moore w jakimś pojedynczym domku w środku lasu. Nie wiem dokładnie gdzie nas przetrzymują. Znajdujemy się w piwnicy, proszę się pośpieszyć, bo zaraz nas zabiją!
- No dobrze, przyślemy posiłki najszybciej jak się da.
Collins rozłączył się. Spojrzał na zamknięte oczy Elizabeth i wykręcił numer na pogotowie.
- Słucham? – powiedziała kobieta
- Proszę natychmiast przysłać karetkę! Jest ze mną dziewczyna, która jest nieprzytomna. Więżą nas w jakimś domu w lesie. Znajdujemy się w piwnicy. Proszę, uratujcie ją!
Collins zaczął płakać do słuchawki. Nie był w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Nie mógł patrzeć jak jego ukochana umiera na jego oczach, a on nie może nic więcej zrobić.
Należy szybko działać. Jeżeli zaraz Marynarz i ja nie pokażemy się reszcie chłopaków zobaczą, że coś jest nie tak i tutaj przyjdą, a wtedy umrę razem z Elizabeth – pomyślał.
Collins wziął dziewczynę i zaniósł za stertę jakiś gratów. Położył ją na plecach, aby mogła swobodnie oddychać. Wrócę po ciebie – wymamrotał przez ściśnięte gardło. Wstał spoglądając na nią jakby robił to po raz ostatni. Rozejrzał się wokoło i zobaczył jakiś metalowy pręt. Wziął go i poszedł powoli na górę. Ręce strasznie  mu się trzęsły. Było ciemno co uniemożliwiało dokładne widzenie. Schował się za ścianą zaraz przy schodach, którymi się schodzi do piwnicy. Nie pozostało mu nic innego jak czekać na policję, bądź czekać aż się zjawią. Stał tak piętnaście minut. Do domu weszło dwóch mężczyzn. Collins wyszedł z za drzwi i rzucił się na nich. Jednego uderzył prętem, aż się przewrócił. Drugi patrzył na rozwój sytuacji. Po paru sekundach zaatakował Martina. Drugi podniósł się i uderzył nauczyciela z tyłu. Collins wbił mu pręt w brzuch. Nie miał czasu się zastanowić co zrobił. Walczył z ostatnim złoczyńcom. W tym momencie przyjechała policja i wbiegła do domu.
- Ręce do góry! – krzyknął jeden z policjantów do mężczyzn.
Oboje podnieśli ręce, a policjanci przyszli skuć obu mężczyzn. Bandyta dał się uwięzić, natomiast Collins przypomniał sobie o obecności Elizabeth i zbiegł ze schodów prosto do piwnicy, by być z ukochaną.
- Co on robi? – zapytał policjant kolegę
- Biegnijmy za nim – odparł mundurowy
Służby pobiegły za Collinsem. Zobaczyli, że siedzi na podłodze i trzyma młodą kobietę za rękę ocierając łzy. Policjanci podeszli bliżej, by zabrać dziewczynę. Po paru minutach  przyjechało pogotowie, które wzięło Elizabeth na nosze i zawieźli ją prosto do szpitala w Arizonie. Collins pojechał z nimi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz