czwartek, 24 października 2013

Historia Collage'u rozdział XVIII



Rozdział XVIII


Martin siedział przy łóżku Elizabeth przyglądając się jej. Widział te wszystkie aparatury po podłączane do niej, aby podtrzymywały ją przy życiu.
- Panie Collins proszę do mojego gabinetu – usłyszał Martin od lekarza, który stał za nim.
Nauczyciel odwrócił się, aby spojrzeć na twarz lekarza i wyszedł według prośby.
- Panie doktorze co z nią? Będzie żyła? – zapytał niepokojąco Collins
- Obawiam się, że zostało jej może dwa dni. Obrażenia sią bardzo poważne. Jej mózg…. Obumiera.
Martin nie dowierzał w to co słyszy. Łzy cisnęły się do jego przemęczonych oczu.
- Przykro mi Panie Collins – odrzekł lekarz spoglądając na mężczyznę.
Nauczyciel opuścił gabinet i usiadł na korytarzu, aby to wszystko sobie poukładać. Zobaczył z prawej strony dwoje dorosłych ludzi, kobietę i mężczyznę idących dość szybkim tempem w jego stronę.
- Pan Collins? – Zapytał mężczyzna
- Tak to ja – odrzekł obojętnie
- Nazywam się Bruno Moore. Jestem tatą Elizabeth, a to moja żona Katie – podał rękę nauczycielowi.
- Przykro mi z powodu córki – wymamrotał z przejęciem Collins
- Co z nią? – zapytała kobieta nauczyciela
- Bardzo źle. Jej mózg obumiera – uniósłszy głowę spojrzał na zmartwioną kobietę.
- Jak do tego doszło? – zapytał Bruno
- Szliśmy z Elizabeth do teatru. Bandyci zatrzymali nas na Wall Street.  Nie mieliśmy żadnych szans. Chodziło o jakieś pieniądze Steve’a. Państwa córka była torturowana krzesłem elektrycznym. Przykro mi…. Nie mogłem nic zrobić.
Rodzice spojrzeli na nauczyciela
- Gdzie ona teraz jest? – zapytał ze zdenerwowaniem Bruno
- Leży w piątce.
Państwo Moore udali się do sali, gdzie leżała ich córka. Collins został na korytarzu. Nie chciał być świadkiem wizyty jej rodziców. Po godzinie, gdy rodzice wyszli z pomieszczenia, w którym leżała ich córka wszedł do niej nauczyciel. Usiadł tuż obok. Chwycił za jej chłodną rękę i patrzył na jej twarz
- Elizabeth…. Tak bardzo Cię kocham. Nigdy nie chciałem żeby coś Ci się stało przeze mnie. Wybacz. Wiem, że moje słowa nie przywrócą Ci siły ale tak bardzo chciałem być z tobą już na zawsze. Pragnę byś została moją żoną. – Miał już łzy w oczach ale pomimo wszystko ciągnął dalej.
- Jesteś najwspanialszą i najpiękniejszą osobą jaką w życiu spotkałem. Przepraszam za wszystkie dni kiedy przeze mnie płakałaś. Tyle wyrządziłem ci krzywdy robiąc ci na złość. Tak bardzo bym teraz chciał, abyś ze mną była chociażby w parku, żebyś znów się uśmiechnęła i oczarowała mnie swoim spojrzeniem. Tak bardzo Cię kocham Elizabeth Moore. Obiecuję, że gdy tylko wyzdrowiejesz oświadczę ci się i wyjedziemy stąd.

W tej samej chwili w snach Elizabeth


Romeo, ocal mnie, czuję się taka samotna

Poszła parę kroków dalej i oto go ujrzała. Martin Collins trzymał kwiatki w dłoni i patrzył swoim bujnym wzrokiem w Elizabeth

A on przyklęknął na ziemi i wyciągnął pierścionek
I powiedział:
Wyjdź za mnie, Julio, nigdy nie będziesz już sama
Kocham cię i to jest wszystko co naprawdę wiem

Elizabeth wzruszyła się. Tak bardzo potrzebowała jego tu i teraz, a oto on jej się oświadcza.
Założył jej pierścionek, a ona go uścisnęła.

Tak jak zawsze tego chciałam.

Collins spojrzał na Elizabeth. Jej głowa, która leżała prosto skręciła w prawo jakby chciała spojrzeć na niego po raz ostatni. Na policzku zobaczył płynącą łzę. Dziewczyna wcale nie otwarła oczu, to Collins usłyszał dźwięk piszczącej aparatury.
- Kochanie, nie odchodź! Proszę, nie zostawiaj mnie samego! – Płakał, wnet krzyczał. Lekarze weszli do sali. Chcieli go zabrać ale on nie chciał puścić jej ręki. Tak bardzo bolała go strata ukochanej dziewczyny. Rodzice Elizabeth natychmiast wbiegli do Sali. Nawet lekarz nie był w stanie ich zatrzymać. Pani Moore zaczęła płakać. Podeszła do Collinsa. Zaczęła na niego krzyczeć i bić go pięściami gdzie popadnie
- To wszystko twoja wina! Jaki z ciebie nauczyciel?! Zabiłeś naszą córkę! Była taka młoda. Jak mogłeś zabić nasze dziecko!
Collins nie mógł wytrzymać tego ogromu słów. Emocje gotowały się w nim. Niczemu nie był winny. Tak samo chciał szczęścia Elizabeth jak jej rodzice. Bruno odsunął żonę od Martina i mocno przytulił ją do siebie, aby się uspokoiła.
Po 30 minutach od śmierci Elizabeth doktor zaprosił Collinsa do swojego gabinetu
- proszę siadać – odrzekł lekarz
Martin usiadł tak jak prosił doktor
- Nie wiem jak to panu powiedzieć… właściwie nie wiem czy to cokolwiek zmieni, ale domyślam się, że pan o niczym nic nie wie
- Ale o co chodzi doktorze?
- Panna Moore była w 10 tygodniu ciąży
Martin był przewrażliwiony tym co usłyszał.
- Ale jak to? Dlaczego nic nie wiem?
- Na to pytanie akurat panu nie odpowiem. W chwili kiedy straciliśmy Elizabeth straciliśmy również jej dziecko, przykro mi – odrzekł lekarz
Collins bez słowa wstał i wyszedł. Nie wytrzymał emocji, które coraz bardziej piętrzyły się w jego sercu. Wyruszył ze szpitala prosto przed siebie tam gdzie nogi go prowadziły. Poszedł do parku gdzie niegdyś spacerował z Moore. Tak bardzo tęsknił. Jego serce zamieniło się w milion drobnych kawałeczków.


Trzy dni później…

Na pogrzebie Elizabeth zjawiła się cała klasa, wraz z gronem pedagogicznym. Collins też się pojawił jednak nikt z nim nie rozmawiał. Wszyscy uważali go za winnego śmierci Elizabeth Moore. Po utracie ukochanej Martin złożył wymówienie w pracy i wyjechał. Po dwóch miesiącach Alice dowiedziała się od pani Carnot o samobójstwie Collinsa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz