czwartek, 19 września 2013

Historia Collage'u część VI


 Może ten rozdział nie należy do najlepszych ale za niedługo będą same najlepsze (przynajmniej mam taką nadzieję) dlatego zachęcam do czytania ;)



Rozdział VI


Tego dnia Elizabeth nie mogła zasnąć. Było już nieco po północy, a ona cały czas myślała o nim. Wstała, ubrała szlafrok, który leżał na oparciu łóżka i spoglądała za okno. Noc była bardzo gwieździsta, a księżyc był w pełni. Dziewczyna zastanawiała się co powinna zrobić. Nie mogła zrozumieć jak do tego doszło. W końcu po trzech godzinach rozmyślania zrozumiała słowa Alice i zgodziła się z nią. Uczucie, którym darzy nauczyciela to nie tylko nienawiść. To coś więcej. On jest kimś więcej, a nie tylko do reszty skretyniałym dupkiem, za którego go uważała. Patrzyła w niebo. Zauważyła na niebie spadającą gwiazdę. Cicho wyszeptała: „Poczuj do mnie tą nienawiść, którą ja czuje” – nienawiść…. Dlaczego właśnie miał poczuć nienawiść? Czemu nie sympatię, zauroczenie, miłość, cokolwiek? Może dlatego, że od nienawiści wszystko się zaczęło -  Elizabeth spojrzała na gwiazdę, która z chwili na chwilę była coraz niżej aż w końcu zniknęła z jej pola widzenia. Dziewczyna wróciła do łóżka i zasnęła.


Rano


- Jak się czujesz? – zapytała Alice martwiąc się o przyjaciółkę
- No nie wiem. Nijak. fatalnie, wspaniale, yhh…. Sama nie wiem jak.
- Jeszcze miesiąc do ferii, dasz radę! Wrócisz do domu na jakiś czas, zajmiesz się życiem, które zostawiłaś dla nauki, a jak wrócisz będzie po wszystkim – pocieszała ją Alice
- Chciałabym żeby tak było – od chrypnęła Elizabeth
W przerwie między zajęciami Elizabeth znalazła się przed salą geograficzną. Czekała na znajomą z równoległej klasy. Chciała tylko pożyczyć kalkulator. Nie przyszło jej do głowy, że nauczyciel może wychodzić z pracowni. Nie zauważył jej. Wyszedł z sali, w której prowadził zajęcia, zatrzymał się, aby sprawdzić czy wpisał temat w dzienniku i poszedł do pokoju nauczycielskiego. Był w czarnej koszuli i czarnych spodniach elegancko dopasowanych i podkreślających jego pośladki. Gdy tylko przeszedł, zapach jego perfum wciąż tkwił w nosie dziewczyny. Był taki męski, nieprzesadny, rozkoszny. Zapach, który porywał jej serce w głębię, w świat magiczny, który stworzyła we własnej głowie, a następnie rozrywał je na strzępki. Spojrzała tylko na postać schodzącą po schodach i odeszła w przeciwnym kierunku.

Na następnych zajęciach z profesorem Collinsem Elizabeth jak i Alice nie wzięły książki do geografii. Wcale się tym nie przejęły.
- Czy jest ktoś kto nie ma dzisiaj podręcznika? – zapytał Collins klasę
Nikt się nie zgłosił. Nauczyciel otwierając książkę na temacie związanym z dzisiejszymi zajęciami podszedł do ławki dziewcząt i dał im książkę pomimo, że o to nie prosiły.
Lekcja mijała dość nudno. Temat nie zaciekawił klasy no bo kto by się interesował jak przeprowadza się spis ludności.
- No to może Panna Moore przypomni nam jak się liczy gęstość zaludnienia? – Zwrócił się do dziewczyny siedzącej w drugiej ławce.
Elizabeth w ogóle nie wiedziała o co mu chodzi. Zdawała sobie sprawę z tego, że takie coś istnieje ale kto by pamiętał tak mało istotne i nieprzydatne w życiu rzeczy? Skrzywiła się patrząc na niego nie mówiąc ani słowa.
- Chyba nam jednak Pani nie przypomni, a szkoda. – po czym kontynuował lekcję.
Gdy tylko zadzwonił dzwonek podszedł do Elizabeth, która widząc osobę zbliżającą się do jej ławki zamknęła książkę i odruchowo ją oddała bez słowa komentarza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz