środa, 25 września 2013

Historia Collage'u rozdział X


Rozdział X



Na drugi dzień dostała wiadomość od nieznajomego numeru. Już miała nadzieję, że to on w końcu numer zaczynał się tak samo, jednak był to kumpel z klasy pytający o kolejny sprawdzian w dodatku z geografii. Przez ostatni czas Elizabeth miała psychiczną walkę ze samą sobą. Gdzie się nie ruszyła, widziała jego. W portfelu u kobiety w sklepie, czy też słyszała intencję na mszy za Michaela Collinsa. Sytuacja doprowadzała ją coraz bardziej do szału. Ostatnio wypadło klasie parę lekcji geografii – prawdopodobnie nauczyciel chorował, ale gdy tylko zauważyła go na korytarzu razem z Alice odparła: O nie! Tylko nie on...
Przeszła tuż obok niego. W głębi serca tak bardzo potrzebowała jego bliskości. Nie sądziła, że może tak dobrze bawić się w jego towarzystwie, jednak z drugiej strony chciała zapomnieć o całej sprawie ale nie potrafiła . Na kolejnej lekcji znów miała  tą przyjemność siedzenia w pierwszej ławce. Nie przejmowała się głupimi docinkami koleżanek z klasy. Siedziała na wprost niego. Collins otworzył dziennik i zaczął sprawdzać obecność. Gdy tylko usłyszała swoje nazwisko delikatnie podniosła głowę w jego stronę. Najpierw spojrzała na jego męskie dłonie, z których wyróżniały się długie palce. Podnosząc oczy trochę wyżej dostrzegła na jego twarzy małe zacięcie przy goleniu, a następnie spojrzała mu prosto w oczy, które były brązowe jak mleczna czekolada. Takich oczu nigdy nie widziała, te były wyjątkowe.
Po raz pierwszy przyjrzała się jego ciału. Wyrzeźbiona sylwetka i nieźle umięśnione przedramiona robiły na niej piorunujące wrażenie. Nie mogła oderwać od nich wzroku ale nie mogła sobie pozwolić by przyłapał ją na wpatrywaniu się w niego jak ciele w namalowane okno.
   W głębi serca siedziała, że zwalił ją z nóg. Ale lepiej się okłamywać. Jak to brzmi? Jak przyznać się przed samym sobą: „Kręci mnie on. Kręci mnie jego irytacja, poczucie humoru to uwzięcie się na mnie”. Nie mogła. Wiedziała, że on tak do każdej. Chociaż w tej klasie to ona była wybranką. Po sprawdzeniu obecności Collins zwrócił się do Elizabeth tak, aby słyszała tylko ona i Alice, z którą siedziała
- I jak po imprezie? W głowie szumiało? – zapytał Collins czekając z niecierpliwością na jej odpowiedź
- Jest w porządku ale nie chcę o tym rozmawiać
- No bo kto by chciał wspominać upojną noc z panem profesorem co?
- O czym on mówi? – zapytała ze zdziwieniem Alice
- Później Ci opowiem – odrzekła Elizabeth, która nie wiedziała co może jeszcze usłyszeć. Tak bardzo żałowała tamtej chwili. Pokazała Collinsowi co czuje. Tak właśnie jest po alkoholu. Robisz rzeczy, na które po trzeźwemu byś się nie odważył. Collins nic więcej nie powiedział tylko przeszedł do lekcji.
         Po zajęciach Elizabeth wróciła do pokoju, aby zostawić książki i wzięła ze sobą zeszyt z matematyki, aby w spokoju się pouczyć. Usiadła przy stoliku na drugim piętrze collage'u i zaczęła rozwiązywać zadania. Nim się zorientowała była już 9.00, a ona dalej nie rozumiała jak wyliczyć dany przykład. Nie wiadomo skąd pojawił się przy niej Martin.
                    Może w czymś pomogę?
Zagadnął do uczennicy dość spokojnym i pewnym siebie głosem.
                    W czymś? Niech się pan lepiej zajmie sobą i swoimi problemami...
Collins zmieszał się na te słowa. Nie spodziewał się takiej reakcji.
                    Daj spokój... i po co te popisy? Jesteśmy sami, wiesz, że nie musisz udawać.
                    Udawać? Ja nic nie udaję!
Collins udał, że pytania nie było i zadał je jeszcze raz w bardzo spokojny sposób.
                    No dobrze..., jak uważasz... Może mógłbym ci jednak jakoś pomóc?
Dziewczyna najwidoczniej odpuściła.
                    Jeżeli rozumie pan funkcje trygonometryczne to czemu nie – odsunęła krzesło obok siebie i czekała aż usiądzie.
                    Tak się składa, że zawsze byłem dobry z matmy – Collins usiadł w wyznaczonym przez nią miejscu. Puścił jej oczko i spojrzał do zeszytu, który był mokry od łez. Wziął długopis i zaczął jej powoli wszystko tłumaczyć. Siedzieli tam do 4.00 rano, aż w końcu zasnęli oparci o stół.
        Następnego ranka, gdy się obudziła była sama, a słońce świeciło prosto na jej bladą twarz. Na stoliku dostrzegła tylko kartkę, na której napisane było: „Dzięki za wspólną naukę. Mam nadzieję, że do czegoś się przydałem”. W tej chwili Elizabeth się uśmiechnęła. Pomimo ich przeciwnych charakterów spędziła bardzo mile wieczór. 
        Przez cały weekend myślała tylko o nim. Tak bardzo chciała go zobaczyć.
Na osobności jest taki naturalny. Jest sobą i nikogo nie udaje żadne z nas - pomyślała.
      W poniedziałek, gdy dyktował notatkę a Elizabeth zapytała Alice czy jej nie powtórzy, zaraz Pan Collins powtórzył specjalnie dla niej ostatnie zdanie co ją jeszcze bardziej irytowało. Prosiła by ta lekcja się już skończyła, a on bezczelnie odparł: „Jeszcze 10 minut”. Nie mogła już znieść jego widoku, poczucia humoru. Sama przez to straciła humor. Miała już dosyć. Chciała się spakować i trzasnąć drzwiami ale jak na damę – nie wypadało. Gdy tylko lekcja się skończyła, a cała klasa wyszła ona spojrzała ostatni raz tego dnia w jego duże, brązowe oczy, odrzekła do widzenia i wyszła. Nie spodziewała się, że za nią zawoła.
                    Zaczekaj – odparł
Elizabeth zatrzymała się i odwróciła głowę w jego stronę. Co ten gościu zaś ma jej do powiedzenia? Mało jeszcze wstydu jej narobił? Może zaś coś chce powspominać jeśli chodzi o dyskotekę? Pewno teraz ma ją za jakąś kretynkę, która po wypiciu paru drinków dobiera się do facetów.
                     Ale po co?
                    Nie wyjdziesz stąd dopóki mi Pani nie powie co się stało
Collins czeka w napięciu, aż Elizabeth odpowie na jego pytanie chociaż wie, że było to dosyć odważne z jego strony. Collins wiedział o co chodzi ale chciał być pewny sytuacji, w której się znajduje
                    Nic... Jak zawsze nic.... Przepraszam śpieszę się.
Odwróciła się do niego plecami, a on złapał ją za nadgarstek i pociągnął do siebie. Jej mina była niczym najpiękniejszy krajobraz wypełniony wodospadami. Jej serce zaczęło szybciej bić. Ich twarze były tak blisko, a on nadal nie puszczał jej ręki.
                    Powiesz mi o co chodzi?
Jej oczy wpatrywały się w niego. Była tak samo blisko Martina jak w chwili kiedy skończyli tańczyć tego pamiętnego piątku, w którym straciła głowę. Po chwili zaniemówienia ocknęła się i odpowiedziała:
                    Przecież mówiłam, że o nic
                    Widzę, że coś nie jest tak. Może porozmawiamy?
                    Niech pan da spokój.... Najpierw pomaga mi pan nauczyć się matematyki, a przy najbliższej okazji droczy się pan ze mną jak tylko się da.
Nauczyciel chyba nie do końca spodziewał się takiej odpowiedzi.
                    Nie byłbym sobą gdybym tego nie robił....
W tej chwili Elizabeth uśmiechnęła się do niego. Jednak pomimo wszystko nie potrafiła mu powiedzieć ile tak naprawdę znaczył dla niej piątkowy wieczór, oraz ten w klubie parę tygodni temu. No bo jakby to wyglądało? Facet dużo starszy od niej w dodatku jej nauczyciel, a dorodniej mówiąc: jej pan profesor urzekł  ją swoim wyglądem i ironicznym zachowaniem. Darowała sobie, opuściła wzrok, by uniknąć widoku jego dużych, brązowych oczu i odeszła. Miała łzy w oczach. Nie potrafiła sobie poradzić ze swoimi uczuciami. Pobiegła przed siebie, aż dotarła na łąkę pokrytą stokrotkami i pojedynczymi makami. To było jedyne miejsce, gdzie mogła się schować przed całym światem. Rozmyślała bardzo długo, jak powinna się zachowywać w stosunku do niego. Gdyby nie Alice już dawno zmieniłaby collage na inny ale tutaj poznała wspaniałą osobę jaką była jej przyjaciółka dlatego postanowiła w nim zostać. 
                Miała nadzieję, że przyjdzie tutaj – na tą łąkę, na której na niego czekała z utęsknieniem. Chciała żeby ją przytulił od tyłu i powiedział co tak naprawdę do niej czuje ale na plecach czuła tylko powiew zimnego wiatru.

Następnego dnia

      Na lekcji siedziała razem z Alice. Zajęcia były nie bardzo interesujące, więc zaczęły prowadzić rozmowę na kartce. Nauczyciel dość szybko zauważył, że dziewczyny nie słuchają i poprosił o kartkę z rozmową ale Elizabeth trzymała ją mocno. Pan Collins nie dał za wygraną i wyszarpał uczennicy kartkę z ręki, na której było napisane: „ Tak bardzo zależy mi na Ericku co mam zrobić?” Collins spojrzał na tą kartkę z nie do wierzeniem i od razu zrzedła jego mina. Oczywiście nie dał po sobie tego poznać ale sam nie wiedział o czym przed chwilą prowadził lekcje. Elizabeth było to nie na rękę, aby profesor zobaczył tą rozmowę. W końcu jakiś czas temu widział właśnie ją z Erickiem tylko, jednak prawda jest taka, że to Alice kocha się w Ericku, a nie Elizabeth. Lekcja skończyła się, a Elizabeth została sama w klasie. Pakowała swoje książki do torby, a profesor Collins patrzył ślepo w okno, z którego było widać całe miasto. Sama nie wiedziała jak powinna się zachować. Czy powinna coś tłumaczyć? W końcu nie byli razem, a on nigdy nie powiedział czy coś do niej czuje, bo w końcu to nauczyciel. Dziewczyna spojrzała ostatni raz na jego posturę i wyszła bez słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz