piątek, 6 września 2013

Historia collage'u Rozdział II

 Rozdział II

Następnego dnia. Geografia

- Dzisiaj zajmiemy się językami panującymi na świecie. Josh rozdaj klasie atlasy – powiedział do ucznia Collins.
Josh wstał i poszedł do kantorka skąd wyjął 26 atlasów – dla każdego po jednym i rozdał je klasie.
Elizabeth otwarła na stronie pięćdziesiątej siódmej, gdzie znajdywała się mapa świata. Nauczyciel również otworzył swój atlas i przyglądając się każdemu z uczniów poprosił, aby wypisali języki panujące w poszczególnych krajach. Elizabeth nie bardzo wiedziała skąd ma wziąć te informacje tak samo jak jej przyjaciółka – Alice. Pomimo mieszanych uczuć podniosła rękę. Nauczyciel, który zaczął spacerować po klasie zaraz po zadaniu  zadania przeszedł obok dziewczyn nie zwracając najmniejszej uwagi na podniesioną dłoń Elizabeth.
- No cóż… tak też można, odrzekła Elizabeth do Alice, która na nią spojrzała z bezradną miną.
Po pięciu minutach bezradnego siedzenia i wpatrywania się w atlas podszedł do ławki dziewczyn profesor Martin. Oparł się rękoma o ławkę naprężając swoje umięśnione barki. Nie lubiła tego. Zawsze lubił pokazywać jaki to on jest macho, a ją doprowadzało to do szału. Po chwili zapytał:
–    W czym mogę pomóc?
Elizabeth spojrzała w górę na twarz nauczyciela.
–    Nie potrzebuję Pańskiej pomocy! Poradzę sobie sama! Ja o pomoc prosiłam 5 minut temu....
Profesor Martin uśmiechnął się i poszedł dalej.
- On to jest naprawdę bezczelny! – powiedziała półszeptem dziewczyna do przyjaciółki.
- Oj no, nie przesadzaj…. Przecież chciał pomóc.
- No jasne, jeszcze go usprawiedliwiaj
Tą rozmowę przerwał profesor Collins, który stał oparty o biurko i wsłuchujący się w słowa dziewczyn
- Dziewczyny z drugiej ławki, czy skończyłyście już, że wdałyście się w tak ciekawą konwersację? Myślę, że naprawdę nie ma takiej potrzeby zastanawiać się nad tym czy jestem bezczelny czy też nie.
Elizabeth chciała mu w tym momencie walnąć w twarz ! Tak po prostu podejść i wymierzyć w jego policzek z całej siły. Jednak powstrzymała się od tak drastycznych działań zwłaszcza przy całej klasie.
- Nie panie profesorze, jeszcze nie skończyłyśmy. Jednak uważam, że podsłuchiwanie czyichś rozmów jest dość nieuprzejme – odparła Alice spoglądając na nauczyciela. Była tak samo oburzona jak Elizabeth jednak nie budziło się w niej uczucie uderzenia kogoś.
Po lekcji następna była historia sztuki. Profesor Burn jak zwykle ubrany w wełniany sweterek i za długie spodnie prowadził zajęcia na temat Teatru.
- Co wy na to by wybrać się do teatru na znaną w Polsce Balladynę?
- Naprawdę chce pan iść na jakiś Polski kicz? – odrzekła Angie z 4 ławki
- Uważam, że Balladyna jest dość dobrym spektaklem i pozwoli wam myśleć o bliźnim w inny sposób, a nie tylko, by zdobywać wszystko po trupach tak jak to robi główna bohaterka. – wdał się w dyskusję profesor
- Wszystko jedno, możemy iść – wyraził swoje zdanie Josh
- No dobrze…. – Rozejrzał się po całej klasie profesor Andy zatrzymując swój wzrok na Elizabeth. – A ty jak masz na imię młoda damo w czerwonej koszulce?
- Elizabeth Moore – odparła niepewnie uczennica.
- W takim razie mam do pani prośbę panno Moore
- Zamieniam się w słuch
- Potrzebujemy opiekuna. Proszę zejść do pracowni geograficznej i poprosić profesora Collinsa, aby zgodził się jechać jako opiekun naszej wycieczki.
Mina Elizabeth zrzedła. Nie spodziewała się takiego zadania. Zadania związanego z tym najwstrętniejszym, najobrzydliwszym gogusiem jakiego znała. Po chwili zastanowienia rzuciła sugestią:
- A może Angie się tym zajmie? Ona to ma dar przekonywania.
- Nie, myślę, że Ty w zupełności wystarczysz. – Nauczyciel przymrużył oczy zerkając na Elizabeth.
Nie miała wyjścia, bo cóż zrobić miała? Zostało jej iść na te potworne pierwsze piętro i zapukać do sali, w której spędzała tak dużo czasu ze względu na interesowaniem się jako tako geografią. Gdy tylko stanęła przed drzwiami, wzięła ostatni głęboki wdech, zapukała do drzwi i nie czekając na odpowiedź chwyciła za klamkę i poruszyła nią w dół tak, by drzwi się otwarły. Dziewczyna weszła do sali nie zamykając za sobą drzwi.
- Panie profesorze…. – wybełkotała dość szybko
Collins siedział przy biurku i nagle swój monolog przerwał ze względu na obecność Elizabeth w klasie.
- Drodzy państwo, proszę chwileczkę poczekać, ja zaraz do was wracam – gestykulując ostatnie słowa ruszył w stronę Elizabeth po czym wyszli z pracowni zamykając za sobą drzwi.
- Czy coś się stało panno Moore? – spojrzał na nią z góry, gdyż był od niej wyższy jakieś piętnaście centymetrów.
- Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu chciałam…. – nie wiedziała jak to powiedzieć
- Poprosić mnie o rękę? – zażartował
- że co?! Czy ja dobrze usłyszałam? – ze zdziwieniem zapytała Elizabeth
- owszem, ale przecież żartowałem. Przecież Ty masz dopiero 18 lat.
- cieszę się, że rozumie pan słowa, które przed chwilą wypłynęły z pańskich ust. Teraz przejdźmy do sedna sprawy – ciągnęła dalej dziewczyna – w czwartek jedziemy do teatru z profesorem Burn’em. Wyznaczył mnie, abym zapytała pana profesora, czy będzie nam pan towarzyszył podczas tej wycieczki.
- Wyznaczył cię? Czyżbyś była wybrańcem? W sumie w tej szkole to już mnie nic nie zdziwi- spojrzał prowokacyjnie na uczennicę.
- Bardzo śmieszne – oświadczyła. – Pytam poważnie
- Ja poważnie odpowiadam – uśmiechnął się do niej i położył rękę na klamkę, naciskając na nią. – Jasne, że pojadę – i zniknął za drzwiami sali geograficznej. Elizabeth nie wiedziała co powinna o tym myśleć. To zachowanie z jego strony było nieco idiotyczne, ale jak widać facet ma poczucie humoru. Dziewczyna stała jeszcze chwilę pod drzwiami i wsłuchiwała się w niski, męski głos sprawdzając, czy Collins kontynuował lekcje. Po chwili uśmiechnęła się na dźwięk kontynuacji zajęć i odeszła.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz