Rozdział VIII
Na następnej lekcji Elizabeth siedziała na swoim dawnym
miejscu
- Dlaczego nie siedzisz w pierwszej ławce? Przyzwyczaiłem się
już do tego, że ktoś mnie kopie – popatrzył na nią z biurka przy którym
siedział ze swoją głupkowatą miną.
Uczennica była jak
wulkan. Miała taką ochotę wybuchnąć i na
zdać facetowi na czym świat stoi. Irytował ją wyjątkowo mocno. Jednak nie
pozwoliła poddać się emocjom i nie odezwała się słowem.
Po lekcji zaczepił ją i zapytał:
–
Czemu pani jest taka nie w humorze? Stało się
coś?
Co mu miała odpowiedzieć? Jasne, że się stało! Cały czas mi ubliżasz i ośmieszasz przed całą klasą. Mam dość Twojego zachowania. Ogarnij się i daj mi spokój!
Co mu miała odpowiedzieć? Jasne, że się stało! Cały czas mi ubliżasz i ośmieszasz przed całą klasą. Mam dość Twojego zachowania. Ogarnij się i daj mi spokój!
–
Nic...
Po tych słowach wyszła odtrącając go.
W pokoju atmosfera była nijaka. Alice
pokłóciła się z Catherine. Nikt się do siebie nie odzywał. Elizabeth to całkiem
odpowiadało. Nawet nie odrobiła zadań tylko położyła się na swoim łóżku,
założyła słuchawki i słuchała jakiś smętów. Po chwili Alice usłyszała pukanie
do drzwi dlatego też wstała z łóżka i poszła otworzyć.
- Przepraszam, czy
zastałem Elizabeth? – odrzekł mężczyzna
- Owszem, już ją
wołam.
Elizabeth była ubrana
w czarne leginsy, które zawsze nosiła po zajęciach i za dużą koszulkę. Włosy
miała wysoko spięte, a oczy prawie, że zapłakane i nieco podkrążone.
- Elizabeth! Masz
gościa – po tyrpała ją Alice po ramieniu
Dziewczyna
natychmiast wyjęła słuchawki z uszu, aby usłyszeć jeszcze raz to co powiedziała
do niej przyjaciółka. Wstała z łóżka nie przejmując się wyglądem i otwarła
drzwi.
- Zapomniałaś
piórnika, dlatego postanowiłem, że podrzucę ci go
- Po co ta fatyga
profesorze Collins?
- Pomyślałem, że
przyda ci się przy odrabianiu zadań domowych – wyciągnął rękę z piórnikiem i
wręczył go dziewczynie. Elizabeth spojrzała na jego dłonie jak na coś
wyjątkowego i pięknego. Wyciągnęła rękę przed siebie i trzymała piórnik ale
wcale nie zabrała tej ręki. On też nie. Po chwili otrząsnęła się i wzięła
piórnik.
- Wszystko jest w
porządku Panno Moore? – zapytał troskliwym głosem. Widział, że jest jakaś
przybita. Miał ochotę wziąć ją na bok i porozmawiać z nią, a na końcu
przytulić, lecz to nie był dobry pomysł dlatego natychmiast z niego
zrezygnował.
- Pewnie, że tak… -
odpowiedziała mało entuzjastycznie
- Coś mi się wydaje,
że nie jest pani ze mną całkowicie szczera
- Nie pana sprawa –
po czym zamknęła mu drzwi przed nosem. Dalej przy nich stała nie wiedząc co ze
sobą zrobić. On też wcale nie odszedł. Chciał zapukać drugi raz ale nie chciał
być nachalny. Wolał to przeczekać dlatego odszedł.
Przez
kolejne dni Elizabeth była bardzo nie swoja. Nie potrafiła przestać myśleć o
tym gogusiu, który szuka okazji żeby się naprężyć. Zdarzało się, że nie spała
po nocach, a jak już zasnęła śniła właśnie o nim. Następnego dnia tak bardzo
chciała go zobaczyć w collage’u. Jak na złość mignął jej tylko przelotnie. Było
jej bardzo przykro z tego powodu. Chciała go zobaczyć i podroczyć się po raz
kolejny, a jednak nie miała okazji.
W czwartek na
lekcji geografii Collins opowiadał przez całą godzinę o zróżnicowaniach
rasowych i religijnych na świecie. Elizabeth wyglądała wyjątkowo ładnie w
rozpuszczonych włosach. Profesor przygotował tabelę do przepisania, jednak Elizabeth
nie zdążyła przepisać na zajęciach, dlatego została dłużej w pracowni. Cała
grupa już wyszła. Został tylko Craig rozmawiający z profesorem o sporcie, ale i
on w końcu wyszedł. Elizabeth pakowała już swoje rzeczy. Collins również chował
niepotrzebne atlasy do szafki zachowując się jakby był sam. Gdy dziewczyna się
spakowała szła już w kierunku drzwi, a on tylko spojrzał na nią przypominając
sobie o jej obecności.
- do widzenia – powiedziała pierwsza patrząc mu prosto w oczy
pomimo odległości jakiś dwóch metrów.
- do widzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz