sobota, 28 września 2013

Historia collage'u rozdział XII


Rozdział XII




           Przez kolejne dni nie widziała go w szkole. Myślała, że to właśnie przez nią wziął wolne. Zdawało się, że i on musi to wszystko przemyśleć.
Z każdym dniem tęskniła coraz bardziej. Niby to co stało się w sali geograficznej to tylko przypadek. Dalej strasznie pociągał ją ten mężczyzna. Wiedziała, że jest to najgłupsza rzecz jaką robi w życiu ale chyba w końcu zaznała miłość. Miłość przez intrygi i specyficzne poczucie humoru. Tak bardzo go nienawidziła, a nocami nie spała myśląc o nim. Tak bardzo go pragnęła.
Następnego dnia na geografii dziwnym trafem znów pojawił się w szkole. Było zwyczajnie jak zawsze. Miała być klasówka. Każdy siedział w osobnej ławce, a Elizabeth posadził na swoim krześle na kółkach. Odsunął ją pod tablice i przysunął biurko. Ona tylko nonszalancko spojrzała i zaczęła pisać swoją klasówkę. Collins spacerował po klasie. Nagle oparł się rękoma o jej ławkę. Miał ubraną koszulkę z Batmanem na krótki rękaw. T – shirt dobrze podkreślał jego muskuły co robiło na dziewczynie jeszcze większe wrażenie. Popatrzył jej w oczy, a następnie odparł
                    Pierwszy wulkan wybuchnął 57 lat wcześniej
I zalotnie się uśmiechnął, a ona udała, że tego nie widzi. Gdy tylko zadzwonił dzwonek wszyscy oddali swoje prace i wyszli. Elizabeth pakowała swój piórnik, a Pan Martin poszedł zamknąć drzwi. Uczennica nie wiedziała co się dzieje i tylko spojrzała na niego. Liczyła, że zaraz otworzy te drzwi w końcu to była ostatnia lekcja i chciała już iść do pokoju. Było dosyć późno. Przysunął się do niej by patrzeć na nią z dość bliska.
                    gniewasz się na mnie za tamten dzień? – zapytał dość niepewnie ale ciekawy odpowiedzi
                    Nie.... nic się nie stało. – przecież nie powiem mu że chce to powtórzyć - pomyślała
                    Ależ stało się. Sama dobrze o tym wiesz...
Po raz kolejny patrzyła w jego duże, brązowe oczy i nie potrafiła wydukać ani słowa więcej.
                    Chyba powinnam już iść. Uznajmy, że tamtej sytuacji nie było.
                    Nie było? Tak zwyczajnie po prostu nie było?

Uczę się wspinać
Zginać
Znów zaczynać
A wszystko to by nie wyjść na kretyna.

                    A co mam powiedzieć? Jest pan moim nauczycielem i staram się o tym nie zapominać
                    No to może powinnaś? Przecież widzę, że też to czujesz. Widzę jak na mnie patrzysz, jak pragniesz, jak nie śpisz po nocach i przychodzisz na lekcje z podkrążonymi oczami.
Elizabeth zarumieniła się. Nie sądziła, że po niej widać to co czuje. Tak bardzo starała się to zatuszować.
      -    Chyba jednak będzie lepiej jak już pójdę. – odpowiedziała opuszczając głowę, by znów się nie rozmarzyć w jego oczach.
Collins chwycił ją na wysokości ud i zaniósł na biurko gdzie usiadła. Zaczął się do niej zbliżać i powoli całować. Jego oddech był dość płytki, a serce biło im jak szalone. Oboje tego pragnęli od bardzo dawna. Zaczął ją dotykać. Jego ręka posuwała się powoli od wysokości kolana coraz wyżej. Lubił czuć jej kształty. Ona zapomniała o Bożym świecie. Dała ponieść się emocjom i uczuciom towarzyszącym jej w tej chwili. Collins całował ją po szyi – ona miała uniesioną głowę do góry i zamknięte oczy. Czuła każdy jego dotyk, każde muśnięcie wargami, jego oddech. On zaczął rozpinać jej bluzkę. Dotykał jej dużych i jędrnych piersi. Nie przestawał całować. Ona czuła się wyjątkowo. Wyjątkowo przy nim. Nigdy nie myślała, że taka przyjemność spotka ją właśnie z Collinsem. Popchnął ją. Jej bezwładne ciało delikatnie położyło się na biurku. Zaczął rozpinać jej spodnie. Ona w międzyczasie zdjęła mu koszulkę. Wszedł na biurko. Jego ręce opierały się o stolik tuż obok jej ramion. Widziała jego brzuch. Był taki umięśniony. Nikt nie mógł przerwać tak wspaniałej chwili do momentu gdy ktoś szarpnął za klamkę. Oboje się wystraszyli.
- To pewno sprzątaczka. – stwierdził Collins
 Ubrali się jak najszybciej potrafili. Collins usiadł przy biurku, a Elizabeth w pierwszej ławce. Sprzątaczka otwarła drzwi kluczem i zobaczyła jak nauczyciel rozmawia o skałach z uczennicą.
- Ojej przepraszam panie profesorze! Nie wiedziałam, że kogoś tutaj zastanę o tak późnej godzinie
- nic się nie stało – odparł Collins. Ja tylko tłumaczę uczennicy jak rozróżnić skały wapienne od osadowych.
Sprzątaczka weszła wraz z wózkiem do sali, aby pozamiatać i wytrzeć podłogę .Dziewczyna wyszła z klasy i pobiegła do swojego pokoju. Tak bardzo go pragnęła, tyle czekała, ale jednak fakt, że jest jej nauczycielem nie dawał za wygraną. Elizabeth nie wychodziła z pokoju przez 5 dni. Collins już nie mógł tego wytrzymać. Późnym wieczorem wszedł na balkon dziewczyn. Miał ze sobą gitarę i zaczął śpiewać:


 Pamiętasz tamte czasy, to pierwsze spotkanie?
Pierwszą wspólną rozmowę, w osobowościach rozeznanie...
Była ładna pogoda, Twoje oczy w świetle lśniły.
Włosy przytulone słońcem na niebie się rozłożyły.
Już tamtego dnia sprytnie mnie zaczarowałaś.
Bo Ty jesteś czarodziejką, do mnie czar swój skierowałaś.
Chcę czuć Cię w mych ramionach, kochać Cię nieprzytomnie.
Bo Ty jesteś cieplejsza, niż na niebie słońce.
Hej kotku, spędźmy wspólnie święta.
Ja będę zachwycony, a Ty będziesz wniebowzięta.
Ty wciągasz, jak narkotyk, bezwzględnie uzależniasz.
Co dzień Ciebie zażywam i nie mogę przestać.
Chcę byś była przy mnie, odstawmy na bok złość.
Dlaczego wciąż o Tobie myślę? Bo to miłość...
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że tak wszystko się potoczy.
Że co dzień będę czuł Twój zapach i patrzył w te oczy.
Że każda chwila z Tobą będzie dla mnie wszystkim.
Że gdy nie będziesz przy mnie, będę tracił zmysły.

Ref.:
Dlaczego wciąż o Tobie myślę, wciąż jesteś w snach?
Dlaczego gdy Cię nie ma cały świat traci blask?
Dlaczego między nami więzy postawił los?
Bo to miłość...

Elizabeth nie mogła już tego słuchać. Wpadła w szał i wykrzyczała:
                    Nie kocham Cię!
                    Kocham Cię. - odpowiedział
W tym momencie zamknęła drzwi na balkon i dopiero w tej chwili uświadomiła sobie co tak naprawdę Collins do niej powiedział. To było silniejsze od niej. Kucnęła przy drzwiach i zaczęła płakać. Tak bardzo pragnęła jego bliskości. Tej samej jak w dniu, w którym rzucali się poduszkami, tej samej kiedy byli sami w klasie i pocałował ją pierwszy raz, tej bliskości kiedy nosił ją na rękach. Tak bardzo tęskniła za tymi dniami.
        Parę dni później, gdy Elizabeth postanowiła się przejść po pobliskim parku zobaczyła Collinsa, który trzymał na rękach małą dziewczynkę. Miała może z 3 latka. Obok niego stała nie za wysoka kobieta. Elizabeth nie dowierzała własnym oczom. Parę dni wcześniej wyznawał jej miłość, a teraz okazuje się, że ma kobietę i dziecko. Dziewczyna zaczęła płakać i biec przed siebie ile sił w nogach.
 Na następnej lekcji Elizabeth poszła do ławki Catherine pogadać o projekcie na medycynę. Collins chciał już prowadzić lekcję, a Elizabeth nie była na swoim miejscu.
         Panno Moore proszę wrócić do ławki (powiedział z wielkim uśmiechem na ustach).
Elizabeth nawet na niego nie spojrzała i odpowiedziała „zaraz”. Collins nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Po prostu go zatkało. Już nie był w tak świetnym humorze jak jeszcze 15 sekund temu.
                  Elizabeth, prosiłem Cię o coś! – powiedział podniesionym głosem
                  Nie przypominam sobie żebym przechodziła z panem na „Ty”, więc będę wdzięczna jak profesor będzie się do mnie zwracał na „per pani”.
Collins nieźle się wkurzył. Widać jednak nie chciał dalej ciągnąć tego tematu i odpuścił. Jednak te słowa go zabolały.  Jeszcze parę dni całowali się tak beztrosko, byli dla siebie wszystkim, a teraz są dla siebie wrogami i popsuli swoją przyjaźń. Nie mogę do tego dopuścić – pomyślał. Po lekcji poprosił, aby Elizabeth została na chwilę. Dziewczyna pakowała swój atlas do torebki, gdy Collins bardzo niepewnie podszedł do niej.
                  Dlaczego się tak zachowujesz? – zagadnął pierwszy
                  To znaczy jak?
Szukając słowa odpowiedział:
                  Jesteś opryskliwa.
                  Może nie byłabym taka gdyby nie spacery w parku z córeczką!
Collins nie miał pojęcia o czym ona mówi. Przecież nie ma żony, a co dopiero córki!
                  Z córeczką? Co ty bredzisz?
                  Widziałam przecież – Emocje miały nad nią przewagę. Już chciała stamtąd wyjść. Nie chciała o tym rozmawiać. Zbyt wiele ją to kosztowało.
                  To moja siostrzenica – odpowiedział dość cicho
Elizabeth zatkało. Zrobiło jej się strasznie głupio, że tak potraktowała Martina.
                  A ta kobieta to kto? - zapytała
                  Moja siostra – Diana. Czy ty naprawdę myślałaś że jestem takim dupkiem?
                  Nie chciałam....
-          Nie chciałaś pomyśleć, że jestem dupkiem, ale jakoś tak wyszło?
-          A co mam powiedzieć?
                  Zapewne nic! Nie przejmuj się. To tylko ja. Do wszystkich zarywający profesor Collins szukający pocieszenia u nastolatek Jakich plotek jeszcze o mnie słuchasz?
Nauczyciel odwrócił się w stronę drzwi. Chciał już wyjść. Najwyraźniej miał już dosyć tej rozmowy.
                  Czekaj! Nie dam Ci tak po prostu odejść. Przepraszam! Po tych słowach wtuliła się w jego ramiona i zaczęła płakać.
Collins pogładził ją po głowie i spojrzał na nią
                  Dobrze cię rozumiem. Cała ta sytuacja cię przerasta. – Elizabeth podniosła głowę by spojrzeć na niego, a on pocałował ją w czoło, a dziewczyna uśmiechnęła się przez łzy.
- Nie pozwolę żeby moja księżniczka kiedykolwiek przeze mnie płakała
    Uczennica dostrzegła, że Martin nie żartuje. Naprawdę ją kocha. Pomimo tego, że jest opryskliwa, uszczypliwa i uważa się za samowystarczalną.
Spojrzała w jego duże, brązowe oczy i bez zastanowienia powiedziała „Kocham Cię”. Sama tak naprawdę nie dowierzała, że przeszło jej to przez gardło.
- Ja ciebie też kocham Elizabeth. Nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek kobieta będzie dla mnie tak ważna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz