Rozdział XII
Przez
kolejne dni nie widziała go w szkole. Myślała, że to właśnie przez nią wziął
wolne. Zdawało się, że i on musi to wszystko przemyśleć.
Z każdym dniem tęskniła coraz bardziej. Niby to co stało się
w sali geograficznej to tylko przypadek. Dalej strasznie pociągał ją ten mężczyzna.
Wiedziała, że jest to najgłupsza rzecz jaką robi w życiu ale chyba w końcu
zaznała miłość. Miłość przez intrygi i specyficzne poczucie humoru. Tak bardzo
go nienawidziła, a nocami nie spała myśląc o nim. Tak bardzo go pragnęła.
Następnego dnia na geografii
dziwnym trafem znów pojawił się w szkole. Było zwyczajnie jak zawsze. Miała być
klasówka. Każdy siedział w osobnej ławce, a Elizabeth posadził na swoim krześle
na kółkach. Odsunął ją pod tablice i przysunął biurko. Ona tylko nonszalancko
spojrzała i zaczęła pisać swoją klasówkę. Collins spacerował po klasie. Nagle
oparł się rękoma o jej ławkę. Miał ubraną koszulkę z Batmanem na krótki rękaw.
T – shirt dobrze podkreślał jego muskuły co robiło na dziewczynie jeszcze
większe wrażenie. Popatrzył jej w oczy, a następnie odparł
–
Pierwszy wulkan wybuchnął 57 lat wcześniej
I zalotnie się uśmiechnął, a ona udała, że tego nie widzi.
Gdy tylko zadzwonił dzwonek wszyscy oddali swoje prace i wyszli. Elizabeth
pakowała swój piórnik, a Pan Martin poszedł zamknąć drzwi. Uczennica nie
wiedziała co się dzieje i tylko spojrzała na niego. Liczyła, że zaraz otworzy
te drzwi w końcu to była ostatnia lekcja i chciała już iść do pokoju. Było
dosyć późno. Przysunął się do niej by patrzeć na nią z dość bliska.
–
gniewasz się na mnie za tamten dzień? – zapytał
dość niepewnie ale ciekawy odpowiedzi
–
Nie.... nic się nie stało. – przecież nie powiem
mu że chce to powtórzyć - pomyślała
–
Ależ stało się. Sama dobrze o tym wiesz...
Po raz kolejny patrzyła w jego duże, brązowe oczy i nie potrafiła
wydukać ani słowa więcej.
–
Chyba powinnam już iść. Uznajmy, że tamtej
sytuacji nie było.
–
Nie było? Tak zwyczajnie po prostu nie było?
Uczę się wspinać
Zginać
Znów zaczynać
A wszystko to by nie wyjść na kretyna.
Zginać
Znów zaczynać
A wszystko to by nie wyjść na kretyna.
–
A co mam powiedzieć? Jest pan moim nauczycielem
i staram się o tym nie zapominać
–
No to może powinnaś? Przecież widzę, że też to
czujesz. Widzę jak na mnie patrzysz, jak pragniesz, jak nie śpisz po nocach i
przychodzisz na lekcje z podkrążonymi oczami.
Elizabeth zarumieniła się. Nie sądziła, że po niej widać to
co czuje. Tak bardzo starała się to zatuszować.
- Chyba jednak będzie lepiej jak już pójdę. –
odpowiedziała opuszczając głowę, by znów się nie rozmarzyć w jego oczach.
Collins chwycił ją na wysokości ud i zaniósł na biurko gdzie
usiadła. Zaczął się do niej zbliżać i powoli całować. Jego oddech był dość
płytki, a serce biło im jak szalone. Oboje tego pragnęli od bardzo dawna.
Zaczął ją dotykać. Jego ręka posuwała się powoli od wysokości kolana coraz
wyżej. Lubił czuć jej kształty. Ona zapomniała o Bożym świecie. Dała ponieść
się emocjom i uczuciom towarzyszącym jej w tej chwili. Collins całował ją po
szyi – ona miała uniesioną głowę do góry i zamknięte oczy. Czuła każdy jego
dotyk, każde muśnięcie wargami, jego oddech. On zaczął rozpinać jej bluzkę.
Dotykał jej dużych i jędrnych piersi. Nie przestawał całować. Ona czuła się
wyjątkowo. Wyjątkowo przy nim. Nigdy nie myślała, że taka przyjemność spotka ją
właśnie z Collinsem. Popchnął ją. Jej bezwładne ciało delikatnie położyło się
na biurku. Zaczął rozpinać jej spodnie. Ona w międzyczasie zdjęła mu koszulkę.
Wszedł na biurko. Jego ręce opierały się o stolik tuż obok jej ramion. Widziała
jego brzuch. Był taki umięśniony. Nikt nie mógł przerwać tak wspaniałej chwili
do momentu gdy ktoś szarpnął za klamkę. Oboje się wystraszyli.
- To pewno sprzątaczka. – stwierdził Collins
Ubrali się jak
najszybciej potrafili. Collins usiadł przy biurku, a Elizabeth w pierwszej
ławce. Sprzątaczka otwarła drzwi kluczem i zobaczyła jak nauczyciel rozmawia o
skałach z uczennicą.
- Ojej przepraszam panie profesorze! Nie wiedziałam, że kogoś
tutaj zastanę o tak późnej godzinie
- nic się nie stało – odparł Collins. Ja tylko tłumaczę
uczennicy jak rozróżnić skały wapienne od osadowych.
Sprzątaczka weszła wraz z wózkiem do sali, aby pozamiatać i
wytrzeć podłogę .Dziewczyna wyszła z klasy i pobiegła do swojego pokoju. Tak
bardzo go pragnęła, tyle czekała, ale jednak fakt, że jest jej nauczycielem nie
dawał za wygraną. Elizabeth nie wychodziła z pokoju przez 5 dni. Collins już
nie mógł tego wytrzymać. Późnym wieczorem wszedł na balkon dziewczyn. Miał ze
sobą gitarę i zaczął śpiewać:
Pamiętasz tamte czasy, to pierwsze spotkanie?
Pierwszą wspólną rozmowę, w osobowościach rozeznanie...
Była ładna pogoda, Twoje oczy w świetle lśniły.
Włosy przytulone słońcem na niebie się rozłożyły.
Już tamtego dnia sprytnie mnie zaczarowałaś.
Bo Ty jesteś czarodziejką, do mnie czar swój skierowałaś.
Chcę czuć Cię w mych ramionach, kochać Cię nieprzytomnie.
Bo Ty jesteś cieplejsza, niż na niebie słońce.
Hej kotku, spędźmy wspólnie święta.
Ja będę zachwycony, a Ty będziesz wniebowzięta.
Ty wciągasz, jak narkotyk, bezwzględnie uzależniasz.
Co dzień Ciebie zażywam i nie mogę przestać.
Chcę byś była przy mnie, odstawmy na bok złość.
Dlaczego wciąż o Tobie myślę? Bo to miłość...
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że tak wszystko się potoczy.
Że co dzień będę czuł Twój zapach i patrzył w te oczy.
Że każda chwila z Tobą będzie dla mnie wszystkim.
Że gdy nie będziesz przy mnie, będę tracił zmysły.
Ref.:
Dlaczego wciąż o Tobie myślę, wciąż jesteś w snach?
Dlaczego gdy Cię nie ma cały świat traci blask?
Dlaczego między nami więzy postawił los?
Bo to miłość...
Pierwszą wspólną rozmowę, w osobowościach rozeznanie...
Była ładna pogoda, Twoje oczy w świetle lśniły.
Włosy przytulone słońcem na niebie się rozłożyły.
Już tamtego dnia sprytnie mnie zaczarowałaś.
Bo Ty jesteś czarodziejką, do mnie czar swój skierowałaś.
Chcę czuć Cię w mych ramionach, kochać Cię nieprzytomnie.
Bo Ty jesteś cieplejsza, niż na niebie słońce.
Hej kotku, spędźmy wspólnie święta.
Ja będę zachwycony, a Ty będziesz wniebowzięta.
Ty wciągasz, jak narkotyk, bezwzględnie uzależniasz.
Co dzień Ciebie zażywam i nie mogę przestać.
Chcę byś była przy mnie, odstawmy na bok złość.
Dlaczego wciąż o Tobie myślę? Bo to miłość...
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że tak wszystko się potoczy.
Że co dzień będę czuł Twój zapach i patrzył w te oczy.
Że każda chwila z Tobą będzie dla mnie wszystkim.
Że gdy nie będziesz przy mnie, będę tracił zmysły.
Ref.:
Dlaczego wciąż o Tobie myślę, wciąż jesteś w snach?
Dlaczego gdy Cię nie ma cały świat traci blask?
Dlaczego między nami więzy postawił los?
Bo to miłość...
Elizabeth nie mogła już tego słuchać. Wpadła w szał i
wykrzyczała:
–
Nie kocham Cię!
–
Kocham Cię. - odpowiedział
W tym momencie
zamknęła drzwi na balkon i dopiero w tej chwili uświadomiła sobie co tak
naprawdę Collins do niej powiedział. To było silniejsze od niej. Kucnęła przy
drzwiach i zaczęła płakać. Tak bardzo pragnęła jego bliskości. Tej samej jak w
dniu, w którym rzucali się poduszkami, tej samej kiedy byli sami w klasie i
pocałował ją pierwszy raz, tej bliskości kiedy nosił ją na rękach. Tak bardzo
tęskniła za tymi dniami.
Parę dni później, gdy Elizabeth
postanowiła się przejść po pobliskim parku zobaczyła Collinsa, który trzymał na
rękach małą dziewczynkę. Miała może z 3 latka. Obok niego stała nie za wysoka
kobieta. Elizabeth nie dowierzała własnym oczom. Parę dni wcześniej wyznawał
jej miłość, a teraz okazuje się, że ma kobietę i dziecko. Dziewczyna zaczęła
płakać i biec przed siebie ile sił w nogach.
Na następnej lekcji Elizabeth poszła do ławki Catherine pogadać o projekcie na medycynę. Collins chciał już prowadzić lekcję, a Elizabeth nie była na swoim miejscu.
Na następnej lekcji Elizabeth poszła do ławki Catherine pogadać o projekcie na medycynę. Collins chciał już prowadzić lekcję, a Elizabeth nie była na swoim miejscu.
–
Panno
Moore proszę wrócić do ławki (powiedział z wielkim uśmiechem na ustach).
Elizabeth nawet na niego nie
spojrzała i odpowiedziała „zaraz”. Collins nie spodziewał się takiej
odpowiedzi. Po prostu go zatkało. Już nie był w tak świetnym humorze jak
jeszcze 15 sekund temu.
–
Elizabeth, prosiłem Cię o coś! – powiedział
podniesionym głosem
–
Nie przypominam sobie żebym przechodziła z panem
na „Ty”, więc będę wdzięczna jak profesor będzie się do mnie zwracał na „per
pani”.
Collins nieźle się wkurzył. Widać
jednak nie chciał dalej ciągnąć tego tematu i odpuścił. Jednak te słowa go
zabolały. Jeszcze parę dni całowali się
tak beztrosko, byli dla siebie wszystkim, a teraz są dla siebie wrogami i
popsuli swoją przyjaźń. Nie mogę do tego dopuścić – pomyślał. Po lekcji
poprosił, aby Elizabeth została na chwilę. Dziewczyna pakowała swój atlas do
torebki, gdy Collins bardzo niepewnie podszedł do niej.
–
Dlaczego się tak zachowujesz? – zagadnął
pierwszy
–
To znaczy jak?
Szukając słowa odpowiedział:
–
Jesteś opryskliwa.
–
Może nie byłabym taka gdyby nie spacery w parku
z córeczką!
Collins nie miał pojęcia o czym
ona mówi. Przecież nie ma żony, a co dopiero córki!
–
Z córeczką? Co ty bredzisz?
–
Widziałam przecież – Emocje miały nad nią
przewagę. Już chciała stamtąd wyjść. Nie chciała o tym rozmawiać. Zbyt wiele ją
to kosztowało.
–
To moja siostrzenica – odpowiedział dość cicho
Elizabeth zatkało. Zrobiło jej się
strasznie głupio, że tak potraktowała Martina.
–
A ta kobieta to kto? - zapytała
–
Moja siostra – Diana. Czy ty naprawdę myślałaś
że jestem takim dupkiem?
–
Nie chciałam....
- Nie chciałaś pomyśleć, że jestem
dupkiem, ale jakoś tak wyszło?
- A co mam powiedzieć?
–
Zapewne nic! Nie przejmuj się. To tylko ja. Do
wszystkich zarywający profesor Collins szukający pocieszenia u nastolatek
Jakich plotek jeszcze o mnie słuchasz?
Nauczyciel odwrócił się w stronę
drzwi. Chciał już wyjść. Najwyraźniej miał już dosyć tej rozmowy.
–
Czekaj! Nie dam Ci tak po prostu odejść.
Przepraszam! Po tych słowach wtuliła się w jego ramiona i zaczęła płakać.
Collins pogładził ją po głowie i
spojrzał na nią
–
Dobrze cię rozumiem. Cała ta sytuacja cię
przerasta. – Elizabeth podniosła głowę by spojrzeć na niego, a on pocałował ją
w czoło, a dziewczyna uśmiechnęła się przez łzy.
- Nie pozwolę żeby moja
księżniczka kiedykolwiek przeze mnie płakała
Uczennica dostrzegła, że Martin nie żartuje. Naprawdę ją kocha. Pomimo
tego, że jest opryskliwa, uszczypliwa i uważa się za samowystarczalną.
Spojrzała w jego duże, brązowe
oczy i bez zastanowienia powiedziała „Kocham Cię”. Sama tak naprawdę nie
dowierzała, że przeszło jej to przez gardło.
- Ja ciebie też kocham Elizabeth.
Nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek kobieta będzie dla mnie tak ważna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz